Gdy pracowałem w dużej firmie ubezpieczeniowej często zastanawiałem się ile musi zarabiać adwokat specjalizujący się w roszczeniach klientów takich firm. Podejrzewam że niemało, biorąc pod uwagę powszechne na tym rynku praktyki. Taka kancelaria adwokacka nie tylko może liczyć na to, że klientów jej nie zabraknie, ale też na łatwe w wielu przypadkach wygrane. Typową sprawą było roszczenie o zwrot kosztów pojazdu zastępczego przy szkodzie z odpowiedzialności cywilnej sprawcy. Zarówno ustawy jak i orzecznictwo sądu najwyższego regulują tą kwestię, choć do niedawna było to zakopane w przepisach tak, że nieznający się na prawie ubezpieczeniowym laik miałby problem z odnalezieniem odpowiedniej podstawy prawnej (uregulowano to jakieś półtora roku temu). Zakłady ubezpieczeniowe notorycznie odmawiały zwrotu wyżej wymienionej kwoty licząc na to, że oszczędzą w ten sposób więcej pieniędzy niż stracą na przegranych przed sądem sprawach (na szczęście wiedza o tym, że taki zwrot poszkodowanemu zwyczajnie się należy, upowszechniła się dzięki internetowi, więc tego typu praktyki przestały się firmom ubezpieczeniowym opłacać). Każdy, nawet nieszczególnie rozgarnięty prawnik, reprezentując poszkodowanego wygrywał taką sprawę w sądzie.
Mimo, że w tamtej pracy dużo się nauczyłem i poznałem wielu fantastycznych ludzi, to jednak nie mogę powiedzieć, żebym dobrze ją wspominał. W jej trakcie mocno ucierpiała moja wiara w ludzi, przekonałem się, jak bardzo można nagiąć prawo dla osiągnięcia własnych korzyści (dotyczy to zarówno zakładów ubezpieczeń, jak i klientów) i jak niewiele rozterek moralnych dotyka tych, którzy się na takie działania decydują. Dla mnie pieniądze nigdy nie były i nie będą najważniejsze.