Gdyby ktoś chciał oceniać kondycję kształcenia językowego we współczesnym liceum na podstawie takich materiałów, jak programy, podręczniki i poświęcone mu publikacje, mógłby dojść do wniosku, że nie jest ona zła. Tymczasem postulaty, polecenia i plany nie przekładają się na oczekiwane działania nauczycieli i uczniów. W tematach zapisywanych w dzienniku rzadko pojawiają się zagadnienia językowe. Zmiana na lepsze leży na sercu szczególnie metodykom uniwersyteckim z wielu powodów: powagi problemu, a także z poczucia odpowiedzialności za poziom przygotowania specjalistycznego przyszłych nauczycieli polonistów.
A teraz uwaga: Studenci, dzielący się wrażeniami po odbyciu praktyk, utwierdzają metodyków w przekonaniu, że mają powód do zmartwień. [!?]
Tymczasem również bezpośrednio zainteresowani sytuacją uczniowie wyprowadzają z niej wnioski praktyczne. Poinformowani przez starszych kolegów, że podręczniki do kształcenia językowego nie będą im w ogóle potrzebne, rezygnują z zakupu zbędnych książek.
Młodzież rozpoczyna więc naukę w liceum w atmosferze swoistej demoralizacji.
Poziom kultury słowa cechującej licealistów obniża się – często skarżą się na trudności w wysławianiu się, zwłaszcza w piśmie, wypowiedziach o określonych cechach gatunkowych, broniąc się jednocześnie przed jedyną możliwością przezwyciężenia „oporu” ze strony języka, tj. częstym, systematycznym tworzeniem własnych tekstów.
Upośledzenie kształcenia językowego w szkole pozostaje w sprzeczności ze społecznym zainteresowaniem piękną i poprawną polszczyzną. Dużą popularnością cieszą się poświęcone jej audycje radiowe i telewizyjne. Różne słowniki i poradniki znajdują licznych nabywców. Retoryka przeżywa renesans.
Warto przyjrzeć się materiałom dydaktycznym – jest ich tak wiele, że trzeba raczej mówić o ich nadmiarze niż niedoborze. Tak zwana gospodarka rynkowa wyklucza produkcję nieobliczoną na zbyt. Skoro więc drukuje się tak wiele rozmaitych materiałów dydaktycznych, to widocznie istnieje na nie zapotrzebowanie społeczne.
Im więcej haseł przybywa w obowiązujących programach nauczania, tym bardziej maleje szansa na realizację elementów zarówno nowych, jak i wcześniej do wspomnianych dokumentów wprowadzonych. Czy nie więcej pożytku przyniosłaby operacja odwrotna, tj. ograniczenie i wybór, przy jednoczesnym wcielaniu w życie jej rezultatów? Programy kształcenia językowego wymagają radykalnej przebudowy, a nie doraźnych interwencji.
Skrócenie nauki w liceum do lat trzech znacznie pogorszyło warunki pracy polonisty – musi on rezygnować z niektórych zagadnień. Nadrabianie strat odbywa się niestety najczęściej kosztem nauki o języku. Ale poloniści też uzasadniają i usprawiedliwiają swoje decyzje – powołują się na to, że na szczeblu podstawowym oraz gimnazjalnym wspomnianym tematom poświęcano wiele miejsca.
Co powinien zrobić polonista, któremu zależy na uzdrowieniu sytuacji? Są cztery możliwości, do których warto odwoływać się łącznie, a nie wybiórczo i pojedynczo. (1) Włączanie problematyki językowej w obszar lekcji literackich. (2) Wykorzystywanie samokształcenia uczniów jako formy nabywania przez nich teoretycznej i praktycznej wiedzy językowej. (3) Stwarzanie atmosfery sprzyjającej kształceniu językowemu. (4) Pomnażanie i aktualizowanie własnej wiedzy lingwistycznej.