Miałem kiedyś romans z dziewczyną, która później została moją szefową. Miejsce miała następująca sytuacja: straciłem pracę a ona była kierowniczką w firmie, w której dzięki bliskiej znajomości z nią zostałem zatrudniony. Nie wiem zresztą, czy słowo „dziewczyna” jest tu na miejscu, bo Kasia jest ode mnie o dwa lata starsza.
Nigdy nie byliśmy ze sobą zbyt mocno związani, bo wiedziałem, że nie za bardzo mogę jej ufać. W historiach, które mi opowiadała było tyle nieścisłości i wyraźnych przekłamań, że mogłem ich słuchać na spokojnie tylko dlatego, że mnie nie dotyczyły. Jedna z tych historii pochodziła z czasów, gdy jeszcze sama prowadziła przedsiębiorstwo. Miała konflikt z pracownicą, którą koniec końców zwolniła. Zatrudniała pracowników na umowę o dzieło. Kilka dni później przyszedł do niej adwokat niedawno zwolnionej i spytał na jaką kwotę byłaby w stanie zgodzić się żeby sprawę zamknąć ugodowo. Kazała mu się wynosić, po czym sprawę w sądzie przegrała, a prawnik dodatkowo doprowadził do tego, że musiała dać wszystkim swoim pracownikom umowy o pracę. Przy wyższych kosztach pracy jej firma przestała przynosić zyski i interes – niestety – upadł.
Kasia ową pracownicę przedstawiała jako osobę konfliktową, leniwą i związaną z szemranym towarzystwem, jednak po miesiącu podczas którego była moją szefową doszedłem do wniosku, że racja wcale niekoniecznie musiała znajdować się po jej stronie. Kasia w pracy kręciła tak samo jak w normalnym życiu, daruję sobie w tym miejscu szczegóły. Na szczęście kancelaria adwokacka nie była mi potrzebna – po prostu znalazłem sobie nową pracę. Nasz romans również się skończył, bo Kasia znalazła sobie w końcu faceta który zgodził się być z nią na wyłączność.